logo

Skromna, wakacyjna wiewieś w demarkacyjnym Beskidzie Niskim, w rusztowych Górach Hańczowskich, nieopodal kultowej Lackowej oraz dzikich wód perły - Wysowej. Leży po stronie Iglastej Północy, zaledwie kilka minut nieskorą piechotą od działu Karpat, za którym obietnicą kanikuły kusi Oliwkowe Południe. Roztasowała się w trójramiennej Dolinie niczym gwieździe Mercedesa i póki co domowników ma niewielu. Grubo mniej niż liczy kopa. Jak na kilkaset hektarów stokrotnych łąk, debrzy i rozłogów to niewiele.

Przewijają się przez nią leniwie dwa potoki i poziomica 550 m n.p.m. Latem, na skłonach, łęgach oraz murawach niezdyscyplinowana trawa nudzi się bez owiec, a zimą megabiały śnieg bywa nierzadko przeterminowany. Jesienią i wiosną cyrkulują zaś wszystkie odcienie kolorów palety RGB, co czyni full-melanż 16.777.216 kombinacji 4 Pór w Ropku…

Skrywa się dzielnie w leśnym zaułku nieco oddalona od miast antropocenu: wielkich, średnich i całkiem małych. Niemniej jej żywym organizmem oprócz grzybni, owadów, zwierząt leśnych oraz domowych, są autochtoniczni miastowi. Czyli MY. Obecnie Ludzie Gór. Proza życia rozczynia się tu z poezją, bo góry stroją wysoko, a nawet jeszcze wyżej. Stąd bliżej na szczytów obłości, zatem i do nieba. W ogóle Ropki – a wiemy to z popatrywania tak sobie, są dla trampów, weekendowych wagabundów oraz ambitnych zdobywców Korony Gór Polskich, niczym Lackowa Base Camp.

Prowadzimy tu prostsze, cokolwiek pasywne, prowincjonalne życie, co wcale nie oznacza, że sielskie... Bo oto okazuje się znienacka, że żywiołów jest znacznie więcej niż serwuje zostawiona na dole Nauka: trawa, myszy, śnieg, nostalgia, sąsiedzi… Za to mamy szansę obcować z rzadko fałszowanym tu autentykiem Wszechświata - CISZĄ. Załatwia nam to wygłuszona wielolasem Dolina, w której zasięg mają tylko bobry na skraju wsi. No i ekskluzywnie czarny bocian.

Niektórzy z nas przystosowali się bardziej do gumna, inni mniej. Są i tacy, co od berbecia mają dar lepienia rusińskich pierogów. Ale to, co nas apriorycznie łączy to autopsja, że w górach, nawet jak jest na dół, to jest do góry. No i nie musimy nic znosić - możemy. Rzec by można, wolniejszy wybór. I to się nazywa frajda.

Cieszą nas także: spodziewana cojesienność rydzów, wizyty ludzi nienachalnych, perspektywa zebrań wiejskich, wszechzielność Tussilago Farfara, tętno rytualnego GSB oraz tutejszość połemkowsko – wołoskiej schedy. Od rana do wieczora. Zimą mniej, bo dzień krótszy.

W takiej oto, siłą rzeczy ascetycznie naszkicowanej wsi, działa nasze Koło wiejskich-miejskich gospodyń, gospodarzy oraz reszty mniej lub bardziej ożywionej fauny.